Jeśli nie mogę do tego tańczyć, to nie jest moja rewolucja” – powiedziała w ubiegłym stuleciu Emma Goldman, urodzona na Litwie anarchosocjalistka i feministka. Właściwie to nie wyrzekła tego zdania dosłownie, jest to parafraza dłuższej wypowiedzi, jednak być może nie miałaby nic przeciwko temu, żeby przypisywać jej tę wypowiedź. Jej rewolucja była świetlistą, lekką ideą, otwarciem drzwi do ekspresji, do wyobraźni, do tego, by móc robić piękne, promienne rzeczy. Moja rewolucja, choć poglądy ekonomiczno-polityczne mam nieidentyczne z poglądami Emmy – w odróżnieniu od niej, wierzę w struktury i instytucje społeczne – jest wydarzeniem podobnym, wyzwalającym energię, sprawiającym, że chce się żyć.